2 kwietnia 2015

DIETA CUD


Dzisiaj dokładnie 45. dzień odkąd nie jem słodyczy. Dopiero w momencie, kiedy z zalecenia lekarza wyrzuciłam ze swojej diety wszelkie czekolady, żelki, cukierki i tym podobne, zdałam sobie sprawę, że właściwie na tym opierały się wszystkie moje posiłki.
Słodycze zostały zastąpione jogurtami naturalnymi, najzwyklejszymi płatkami owsianymi i kukurydzianymi, pestkami dyni, które oprócz tego, że dodaję do jogurtów, wykorzystuję również jako przekąski np. zamiast chipsów czy popcornu.



W dużej mierze zaczęłam sama gotować, a przynajmniej się staram. Nigdy nie byłam orłem w kuchni, zapewne wynika to z tego, że gotowanie też nigdy mnie nie pociągało. Teraz z wyższej konieczności się staram, posiłkuję się Googlami nawet w sprawach tak banalnych jak przepis na naleśniki czy obieranie pora. Tak, nigdy nie miałam do czynienia z porem. Jeśli nie mam czasu lub ochoty na jakieś kuchenne przygody zamiast do McDonalda czy KFC, idę do baru z jedzeniem gotowanym na parze.
Swój jadłospis poszerzyłam również o owoce, które wcześniej jadałam tylko sporadycznie.
Przy okazji bułki zamieniłam na chleb żytni, stopniowo staram się zmniejszać ilość posiłków z makaronami, których z resztą jestem wielką fanką...
Moje śniadania zostały zainspirowane wpisem na blogu blondhaircare.com. Przepis sprawdza się rewelacyjnie, tym bardziej, że można go modyfikować na milion różnych sposobów! Dalej lubię zjeść od czasu do czasu śniadanie na słodko, jednak teraz zamiast Nutelli preferuję domowe powidła śliwkowe mojej babci. Do herbaty czy skrzypokrzywy dodaję odrobinę domowego soku z malin. W skrócie BEZ SŁODYCZY DA SIĘ ŻYĆ i to jak!

Moim ostatnim hitem jest jabłko z zieloną skórką (np. golden) zblendowane w połączeniu z kiwi i niezmielonym siemieniem lnianym. Papka jest idealna jako koktajl (wystarczy dodać odrobinę jogurtu albo mleka), ale również jako urozmaicenie owsianki. Próbowałam dodać jeszcze natki pietruszki, jednak nie znalazło to akceptacji u moich kubków smakowych. Znaczy się duszkiem dam radę wypić, ale żeby się delektować to nie bardzo...

Oczywiście na tym etapie, jakim jestem aktualnie nie odmawiam sobie kawałka sernika czy babki raz w tygodniu, głownie dlatego, że nie mam już problemów z zachowaniem umiaru.

Oprócz tego zaczęłam ćwiczyć codziennie rano! Nigdy bym nie pomyślała, że do tego dojdzie, bo przecież zawsze byłam przekonana, że jazda konna jako forma aktywności w zupełności mi wystarcza. Co prawda na razie są to tylko przysiady i brzuszki, ale czuje się bardziej... dotleniona? rześka?

To wszystko wpłynęło na to, że czuję się lepiej i mam wrażenie, że wyglądam lepiej. Na pewno nie tak anemicznie, jak wcześniej. Poprzednio swój wygląd tłumaczyłam stresem, najpierw związanym z maturą, później studiami, czyli też nowym środowiskiem, a w końcu sesją. Teraz wiem, że być może stres miał swój udział w tym jak źle wyglądałam, ale głównym czynnikiem była dieta.
Nawiasem mówiąc mogę śmiało wychodzić z domu bez ani grama makijażu, gdzie dla porównania wcześniej nie byłam w stanie ukryć sińców pod oczami pod toną podkładu i pudru.
Żałuję tylko, że nie zrobiłam sobie zdjęcia "przed", żeby mieć wszystkie przemiany na "papierze" :)

Nie będę ukrywać, że odstawienie wszystkich słodkich przyjemności z dnia na dzień było bolesne, jednak przez pierwszy tydzień dawałam radę w sumie to bez jakichkolwiek problemów, herbata smakowała trochę gorzej, jednak było to do zniesienia. Najgorsze zaczęło się po upływie tygodnia. Ciągły głód słodyczowy, a przede wszystkim uczucie zmęczenia i senności. Dzisiaj czuję się niesamowicie dumna z siebie, że dałam radę i wytrzymałam ponad miesiąc w swoim postanowieniu, dzięki temu również wiem, że wytrzymam kolejny i kolejny i jeszcze kolejny i będzie już tylko lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz