13 lutego 2015

W RAMACH WSTĘPU

 Z łatwością można się domyślić, że jestem szczęśliwą posiadaczką włosów o wysokiej porowatości, ciemnych, falowanych. Dla uściślenia dopowiem tylko, że jest to uwarunkowanie genetycznie.

JAK SIĘ TO WSZYSTKO ZACZĘŁO?
Pierwszy raz na bloga Anwen (myślę, że tej osobistości nie trzeba nikomu, kto włosami się interesuje przedstawiać) trafiłam w październiku 2013 roku. Głównie dlatego, że desperacko szukałam pomocy w przyśpieszeniu porostu włosów, zaraz po tym jak dość pochopnie włosy do pasa skróciłam na długość mniej więcej do połowy szyi. Owszem był zniszczone, ale nie aż tak, teraz wiem, że było mnóstwo innych możliwości, dzięki którym uzyskałabym piękne i zdrowe włosy.

Trochę poczytałam (dosłownie trochę) i zaczęłam szukać kosmetyków, które miałby poprawić kondycję włosów, tak aby mogły sobie spokojnie i zdrowo rosnąć. Padło na Yves Rocher – myślę, że głównie dlatego, że sklep był mi znany i byłam zadowolona z produktów, które używałam do twarzy. Szybko złożyłam zamówienie na olejek odbudowujący włosy, płukankę octową z malin, serum wygładzające, balsam odbudowujący na zniszczone końcówki oraz szereg szamponów wraz z odżywkami.
Jeśli chodzi o olej, to niestety nie był do strzał w dziesiątkę… Zużyłam może 1/3 opakowania i w takim stanie znajduje się do dzisiaj. Nie trafionym produktem było również serum wygładzające, które miało niwelować mój puch, a tak naprawdę nie zauważyłam żadnej różnicy z kosmetykiem czy bez. W przeciwieństwie do niego puch rewelacyjnie ujarzmia balsam odbudowujący końcówki! - niestety odkryłam do dopiero ostatnio, ale jak to się mówi - lepiej później niż wcale. Tak też, kiedy coś pójdzie nie tak i ze swoją szopą ledwie mieszczę się w drzwiach do łazienki, balsam zawsze przychodzi mi na pomoc i chyba jeszcze nigdy się na nim nie zawiodłam.
Dobrze wspominam też płukankę octową z malin, szczególnie z czasów, kiedy raczej nie eksperymentowałam i używałam tylko gotowych kosmetyków. Dzisiaj najbardziej przemawia do mnie jej zapach, który jest przepiękny i tak bardzo kontrastuje z octem jabłkowym, po którym ręcznik z głowy od razu ląduje w koszu na pranie… Szamponem, który najlepiej się u mnie sprawdził był oczyszczający do włosów przetłuszczających się z pokrzywą, nawet zdecydowałam się ostatnio na jego ponowny zakup.
Niestety brak efektów, a nawet wręcz przeciwnie szczególnie w przypadku oleju, w którym pokładałam taki wielkie nadzieje na długo, bo prawie na rok czasu zniechęcił mnie do pielęgnacji włosów. Owszem myłam włosy szamponami z Yves Rocher, ale po całości, a odżywkę nakładałam tylko po myciu, no i dalej wyrywałam sobie sporo włosów przy czesaniu. Bardzo sporo, bo pół umywalki.
W styczniu tego roku trafiłam w Empiku na książkę Anwen i wzięłam ją do kasy bez zastanowienia. Tak oto moim postanowieniem noworocznym stała się świadoma pielęgnacja moich włosów, już kompletnie zmęczonych brakiem jakiejkolwiek delikatności w ich traktowaniu.
Książkę przeczytałam od deski do deski w jeden wieczór. Dzięki temu uporządkowałam sobie całą wiedze na temat włosów. Przede wszystkim dowiedziałam się, co faktycznie mam na głowie (tak, tak, wysokoporowate sianko) oraz jak mniej więcej o to dbać.

Myślę, że o tym jakie zmiany wprowadziłam w swojej pielęgnacji napiszę z czasem, bo strasznie długi mi wyszedł ten wstęp... A tu tyle istotnych rzeczy, które siedzą w głowie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz