Postaram się to zrobić szybko, zwięźle i na temat.
Przez dwa miesiące dzielnie olejowałam włosy, zarówno przed myciem (każdym!), jak również profilaktycznie na końcówki zamiast jedwabu, czy silikonowego serum.
W sumie zużyłam buteleczkę o pojemności 30 ml oleju arganowego oraz 30g oleju ze słodkich migdałów, pod koniec akcji skusiłam się również na użycie oleju z nasion bawełny, który od dłuższego czasu zalegał u mnie w lodówce, czekając na swoją kolej. Zawsze zniechęcał mnie jego specyficzny zapach, w moim mniemaniu dość nieprzyjemny. W sumie poszło go ok. pół buteleczki, czyli jakieś 15 ml.
Zgłaszając się do akcji zadeklarowałam się, że będę używać wyżej wymienione oleje, tzn. arganowy i ze słodkich migdałów, ponadto w programie miał być jeszcze olejek Sesa. Niestety moja przygoda z tym produktem skończyła się na jednorazowej przygodzie i jak na razie nie planuję jej powtarzać. Zapach Sesy utrzymywał mi się na włosach przez parę tygodni, co było dla mnie dużym dyskomfortem, efektów też jakiś spektakularnych nie było, a nawet jeśli, to raczej bardziej negatywne, aniżeli pozytywne.
Głównie
oleje mieszałam z maską w proporcjach o jakich pisałam
tutaj, którą następnie "wprasowywałam" dłońmi. Zdarzało mi się też używać
olejowego serum własnej produkcji, znacznie rzadziej decydowałam się na metodę:
olej - płukanka - maska - mycie, najzwyczajniej w świecie zajmowała mi zbyt dużo czasu.
Już ostatnio dodawałam zdjęcia obrazujące stan włosów w lutym i kwietniu, ale z racji tego, że nie mogę się na nie napatrzyć, pokuszę się o powtórkę + jeszcze zdjęcie z dzisiaj (nawet nie miałam czasu ich rozczesać) dla pełnego podsumowana.